Prawo autorskie – kolędy
Lulajże Jezuniu, czyli o tym czy Chopin naruszył prawo autorskie
Zrobiło się już całkiem świątecznie. Otwarto świąteczne jarmarki, na ulicach mrugają lampki dekoracji i choinek. W radiu oraz w alejkach galerii handlowych słychać głównie świąteczne piosenki i kolędy, na czele z nieśmiertelnym utworem „Last Christmas”, który jeszcze w listopadzie nas irytował, ale teraz bezwiednie nucimy go pod nosem. Jednak nawet Święta, w swojej magicznej oprawie nie wymykają się prawu, a w szczególności – prawu własności intelektualnej.
Ostatnio natknęłam się na nagranie kolędy „Lulajże Jezuniu”, w którą zgrabnie wpleciono fragment scherza h-moll op. 20 Fryderyka Chopina. W drugiej jego części pojawia się bowiem opracowanie melodii tej polskiej kolędy, będące wyrazem tęsknoty kompozytora do ojczyzny. Aranżacja jakiej dokonał Chopin dalece wykracza poza ramy dozwolone prawem cytatu, jednak nawet gdyby kompozytor żył w XX wieku i „załapał się” na obecnie obowiązującą ustawę o prawie autorskim, nie musiałby się niczego obawiać ponieważ „Lulajże Jezuniu” dawno już weszło do domeny publicznej.
„Przeróbki”, „covery” kolęd i pastorałek są dziś na porządku dziennym. Telewizja „nie byłaby sobą”, gdyby co roku nie raczyła nas kolejnymi świątecznymi koncertami. Jeśli dobrze opanujemy wigilijny program telewizyjny, możemy jeszcze przed „Kevinem” zdążyć wysłuchać nawet trzech lub czterech różnych wersji „Dzisiaj w Betlejem” i „W żłobie leży”. Warto więc zadać sobie pytanie – jak ta muzyczna oprawa świąteczna ma się do praw autorskich do utworów.
Kolędy i pastorałki w dużej mierze należą do utworów sztuki ludowej. Pokutuje przekonanie, że ta grupa dzieł nie jest chroniona prawem autorskim. Być może wynika to z zapisu ustawy, która w art. 85 ust. 1 podkreśla ochronę artystycznych wykonań sztuki ludowej. Wnioskowanie a contrario prowadzi wiele osób do wniosku, że wykonania są objęte ochroną szczególną, ponieważ dzieła jako takie – już nie.
Należy wyjaśnić, że zasadniczo, mamy do czynienia z dwiema grupami dzieł ludowych. Pierwsza z nich, to te utwory, których twórców można ustalić – koniakowskie koronki, piosenki takie jak „Koko Koko Euro Spoko” (o zgrozo!), niektórzy pewnie upieraliby się też przy nalewce swojej babci. Te dzieła są chronione, podobnie jak utwory czerpiące ze sztuki ludowej – dlatego też, ochronie prawnoautorskiej podlega wspomniane już scherzo Fryderyka Chopina.
Drugim zbiorem są te folklorystyczne dzieła, których pochodzenie i pierwotną wersję trudno jest ustalić. Takim utworem jest na przykład pastorałka „Oj Maluśki, Maluśki”, będąca pieśnią góralską, której tekst pojawia się już w XVIII rękopisach. Czyj to tekst? Czy najstarsza wersja jest tą pierwszą? Nie wiadomo. W ustaleniu autorstwa utworów ludowych przeszkadza fakt, iż często były one przekazywane jako ustne podania, zanim ktokolwiek wpadł na pomysł, aby spisać je dla potomności. Nie zmienia to jednak faktu, że brak ochrony dzieł z drugiej grupy nie wynika z ich ludowości, a jedynie z tego, że trudno jest ustalić zarówno przedmiot jak i podmiot ochrony.
Ustawodawca, tworząc art. 85 ustawy o prawie autorskim chciał zabezpieczyć prawa wykonawców – zespołów muzycznych, teatralnych czy wszelakiej maści ludowych „performerów”, a nie twórców.
Gdyby więc rozważyć jeszcze raz przykład Chopina i na potrzeby tych rozważań złamać zasadę „lex retro non agit”, można by powiedzieć, że w świetle obecnie obowiązującego prawa autorskiego, każde wykonanie przez kompozytora części scherza bazującej na polskiej kolędzie byłoby objęte ochroną. Sam utwór również – używając dzisiejszej „nomenklatury”, powiedzielibyśmy, że Fryderyk zrobił „cover” „Lulajże Jezuniu” w wersji instrumentalnej. Oczywiście, gdyby kompozytor stwierdził, że to on jest twórcą kolędy, moglibyśmy go posądzić o plagiat. Chociaż z drugiej strony, słynne scherzo jest tak piękne i wzruszające, że prawdopodobnie mogąc usłyszeć, jak gra je sam Chopin, uwierzyłabym mu we wszystko, co miałby mi do powiedzenia.